Tak więc mający siłę siłą swojej partii dygnitarz akceptuje coś nie tylko nienormalnego, ale szkodzącego jego bliskim i pozostałym mieszkańcom! Jeżeli na takim poziomie pojawia się akceptacja dla nienormalności, to co mówić o oporze zwykłego obywatela?! Jedni “zwykli ludzie” dopuszczają się takich czynów, zaś inni “zwykli ludzie” udawać muszą, że nic się nie dzieje. Bo lepiej się nie narażać, zwłaszcza skoro tak samo “myśli” ktoś ważniejszy.
Tymczasem hałdy paździerzowych płyt, drzwi i innych resztek na podwórkach traktowane są jako przydomowe składy opału i nikomu to nie przeszkadza. A jeśli nawet, to odwracamy głowę w drugą stronę. Wieczorami zaś wdychamy dziesiątki rakotwórczych związków chemicznych “produkowanych” przez sąsiada zza ściany. Palenie śmieciami czy odkupionymi od meblowego potentata “odpadami poprodukcyjnymi” (bo ich odsprzedaż zamiast utylizacji jest dozwolona!) nie jest uważane za coś nienormalnego.
Oczy mi się robią jak pięciozłotówki, gdy trafię na program typu “Drogówka”. Jakże często policjanci, mający wymierzyć mandat, zdają się wręcz przepraszać, że żyją, że muszą i że w ogóle. Zdaję sobie wtedy sprawę, że akceptacja dla tego rodzaju miękkiego prawa (profesor Jerzy Hausner używał przed laty określenia “miękkie państwo”) jest w Polsce wciąż duża. Za duża. Więcej – uważamy, że tak niestety musi już być, nic się z tym nie da zrobić i trzeba jakoś żyć.
To samo dotyczy parkowania gdzie popadnie. W Gorzowie zastanawianie chodników, parkowanie przed pasami czy rozjeżdżanie trawników to już norma. Jedna z gazet prowadziła cykl “Autodranie”, obecnie inny portal rozpoczął akcję “Parkuj z głową”, piętnując takie zachowania. Ja jednak nie wierzę w efektywność medialnych akcji, póki sami politycy będą chować głowę w piasek przed wprowadzaniem skutecznego prawa. A jeszcze bardziej takiego, które egzekwowane będzie z całą stanowczością. Dziś jednak ani z jednym, ani z drugim dobrze nie jest. A jak nie jest dobrze, to… jak jest?
Wypadek na polskiej drodze, gdy rozpędzone bmw staranowało jadącą skodą rodzinę, zakwalifikowany jako kolizja (auto poszkodowanych przekoziołkowało po uderzeniu w tył!) i sprawca ukarany śmiesznym wręcz mandatem to kolejny sygnał, że z polskim prawem nie jest dobrze. Akceptacja dla kierowców z licencją na zabijanie być może bierze się stąd, iż ten czy inny poseł wyobraża sobie, że sam mógłby “podpaść” tym czy owym, woli nie zmieniać owego “miękkiego” prawa. Bo jeśli polityk boi się sąsiada, który go truje, jeżeli policjant wzruszająco przeprasza, że musi wykonywać swoje obowiązki, to co ma myśleć “zwykły”, szary obywatel?!
Tymczasem w Norwegii za taki czyn kierowca otrzymałby odpowiednio 2800 zł mandatu za niedozwolone wyprzedzanie, 4500 zł za prędkość, straciłby prawo jazdy, a w razie uchylania się od zapłaty – 20 dni aresztu! Ale to w Norwegii. W Polsce bowiem nie ceni się przesadnie ani życia “zwykłego człowieka”, ani jego zdrowia. Polityka zdrowotna i kolejki chorych ludzi też są tego dobitnym przykładem.
I takim oto sposobem tracimy zdrowie we własnych domach, życie na drogach i nerwy w kolejkach do specjalistów. A do tego szlag nas trafia na ulicy, gdzie parkowanie w poprzek chodnika nie jest czymś nagannym. Cieszyć się więc powinniśmy może choćby tym, że policjant będzie dla nas łagodny jak baranek, gdy przekroczymy prędkość i że to nie nasze auto rozpędzony idiota rozwalił na autostradzie?
GRZEGORZ MUSIAŁOWICZ